Harpagan - Relacja z trasy H35: Staś, Romek, Komar ( www.stasko.kast.net.pl )



Na H35 postanowiliśmy wybrać sie w tym samym teamie co poprzednio. H34 potwierdził, że moce mamy podobne, Tofik(młodszy brat po złamaniu nogi) nadal nie do końca sprawny, więc znów mieliśmy walczyć we trzech. Jako że do Łęczyc z Rumi niedaleko postanowiliśmy wyruszyć z domu z rana. Ciekawie jest, gdy sie jedzie o 5 nad ranem i mija co chwile samochody z rowerami na dachach. Gdy dotarliśmy do bazy, Komar już tam był(przyjechał z Adamem). Szybka wycieczka po pakiet startowy. W sklepiku postanowiliśmy kupić 2 mapniki (po poprzednich Harpach stwierdziliśmy że to rzecz wielce przydatna). 130zł za sztukę - troche drogo, a mocowania wyglądają mało solidnie, no ale trudno. Zdejmujemy rowery i pierwszy problem. Bagażniki zamykane na kluczyk, ale kluczyk się zaciął ;/. Mocujemy sie 15 minut i nic. Zaczynamy zastanawiać sie nad połamaniem mocowań - chodźbyśmy musieli zerwać te rowery razem z dachem, to wystartować musimy. Obyło się bez demolki. Kto by pomyślał że na 4 bagażniki są 2 rodzaje kluczyków. Tym bardziej że jak dotąd zawsze trafialiśmy właściwe. No a przypuszczenia co do mapników były słuszne - jedno mocowanie tacie się połamało ( co prawda miała na pewno w tym udział jego znana moc niszczycielska, ale i tak badziew), na szczęście trzyma sie na jednym mocowaniu.

W końcu po śniadanku stoimy zwarci i gotowi na starcie. Zegar odlicza ostatnie minuty sierotki z mapami gotowe... "Przepraszamy samochód rozważący miał wypadek, musimy przesunąć start o 15 minut". 0642 okazuje się że nasza sierotka od map to rzeczywiście sierota. Zamiast wydawać mapy wg numerów, szukała każdemu na żądanie, na szczęście zniecierpliwiony tłum szybko ją pouczył. No i szybka analiza mapy - wow 3 punty nad samym morzem, chyba je sobie odpuścimy. Postanawiamy ruszyć na południe odpuszczając PK12 jako że w znanych nam dobrze trudnych terenach za rzeką łebą (nie raz się tam wspinaliśmy na górki i gubiliśmy :P). Więc 9, 13, 1(jako że po drodze), 20, 6, 16, 10, 4, 14 i pomyślimy dalej (ja mam cichą nadzieje na zebranie 2 17 7 15 3).

Okazuje się, że pokazywanie palcem w rękawiczce na mapie jest mało dokładne. Ja i Komar pojechaliśmy inaczej niż mama, Tofik(którzy mieli jechać z nami na pierwszy PK) i tata, jak do tego dołożyć chwilę czekania to straciliśmy ok 10 minut. Na PK9 spotkaliśmy sie z tatą, Tofik z mamą już ruszyli na 13 od strony południowej.

Ja proponuje uderzyć prze Bożepole bo dojazd wygląda na łatwiejszy i tak też robimy. Po dłuugiej i ciężkiej wspinaczce 0800 PK13 - dobry czas oby tak dalej a wynik będzie niezły.

Jedziemy. Dobrze myślałem że dojazd od południa kiepski, nie spodziewałem się jednak że i z wyjazdem może być problem. Dróg i strumieni 3 razy więcej niż na mapie. No ale wyjechaliśmy w końcu z lasu, i skręcamy w skrót do PK1.. "pole, pole, łyse pole..." Nie przypuszczaliśmy wtedy że będzie ich tego dnia dużo więcej. Zbliżamy się drogą w okolice PK 1 a tu na drodze zagroda, jednak grupa jadąca z drugiej strony rozwiewa nasze i ich wątpliwości. Na mapie prosta droga, w lesie 5 rozwidleń chociaż ciężko cokolwiek tu nazwać drogą. Po 3 zjazdach i wspinaczkach stwierdzamy że nie ma co marnować już i tak dużo straconego czasu, rezygnujemy i jedziemy na PK 20.Szybki 20 minutowy przelot, jedna słuszna decyzja na nieistniejącym skrzyżowaniu i o ok 1000 jesteśmy na PK. Od strony lasu przedzierają sie rowerzyści, którzy jadąc przed nami wybrali drugi wariant drogi, ale za to podobno zaliczyli płukanie opon i butów. Z przeciwnej strony dojeżdża rowerzysta któremu takie płukanie na pewno by się przydało. Podobno na PK16 od południa droga prze błoto po ośki :P. Czas z bardzo dobrego zrobił się przez PK1 bardzo marny, więc spieszymy dalej. PK 6 bez problemu i zgodnie z radą Jozina z Bazin(zabłoconego rowerzysty z PK20).

Atakujemy PK 16 od strony północno-wschodniej. Dojechaliśmy jedyną porządną i właściwą drogą na ten punkt, oczywiście nie zaznaczoną na mapie. Krótka przerwa na uzupełnienie paliwa, śmiejemy się z kolejnych obłoconych jozinów i jozinek docierających na punkt, po czym postanawiamy ruszyć na skróty na zachód w kierunku PK10. Pole nr 2, na szczęście w miare krótkie i znów z rowerzystą z naprzeciwka informujemy się o słuszności kierunku. Wyprzedza nas 2 rowerzystów, jak się okazuje mocy wystarczyło im tylko na wyprzedzenie. Gdyby nie to że Komar jadący dotąd ze mną z przodu trochę osłabł, to byśmy ich pewnie ścignęli. Do PK 10 znowu słabo z drogami. Kawałek pola (już trzecie) i przeskok przez strumień bo most okazał się być tylko brodem i jesteśmy na drodze do punktu (droga = raz w miejscu przez tą łąkę przejeżdża traktor).

Na samym punkcie wyjątkowo zimno, ci co jechali przed nami dojeżdżają chwilę później. Godzina już 13, ale powinno starczyć na wykonanie sporej części mojego optymistycznego planu. Przebijamy się do trochę lepszej drogi. Trochę lepsza droga okazała się być wrzosowiskiem, zaoranym polem, łąką, błotem, uprawą. W ramach pocieszenia słonko przygrzało i zrobiło się przyjemnie ciepło, aż chciało by sie zalec na chwilę na trawce, no ale musimy walczyć. 2km marszu i jest asfalt. Pk 4 pokazuje że jednak zdarzają się tu łatwe punkty. Komar zostaje coraz bardziej, okazuje się, że ma problemy z kolanem. No ale musimy dać radę, przerwa na regenerację sił przy ognisku (chyba pierwsze ognisko spotkane na punkcie i jedyne porządne z odwiedzonych przez nas punktów). Sympatyczny małomówny punktowy posiedział z nami przy ogniu i życzył powodzenia, serdecznie go pozdrawiamy :).

Jedziemy w stronę domalowanego asfaltu. Domalowany asfalt okazał się być rozkopanymi(na szczęście) kocimi łbami, droga dużo gorsza niż zwykła leśna którą jechaliśmy do punktu. PK 14 to dobrze mi znane jezioro Choczewskie, co nie przeszkodziło mi dojechać do niego przez zalaną łąkę, błoto i strumyk. Co chwila ktoś nas pyta jak tam nad morzem, inny zaś mówił, że ponoć rewelacyjnie się po plaży jedzie, ubitej po ulewach, zwłaszcza od wschodu z wiatrem :). Może należało się tam wybrać, jednak teraz już za późno.

Dalej dylemat czy w stronie PK17 - co prawda daleko, ale po asfalcie to szybko idzie, czy już zakręcać przez PK8 i PK15. No nic i tak trzeba się przebić do asfaltu. No i znowu dobra droga znienacka znika i zaczyna sie pole. No cóż, może za górką będzie lepiej. Widok z górki - pola, łaki, tu coś rośnie, tam nie, pagórki, dołki, ale ani śladu drogi domów czy czegokolwiek, no cóż idziemy dalej przecież droga nie jest daleko. Asfalt. Po raz kolejny stracony czas i kontuzja przekonują nas by wybrać wariant z PK 8. Jedziemy do niego na około ale pewniejszą drogą - wystarczy nam skrótów na dziś. Skrótu nie wybraliśmy więc skrót okazał się być asfaltowy :P. PK 8. Lampion ustawiony w samym środku błota, na punkcie przed nami kilka osób jednak punktowi nie raczyli nawet dać znaku z namiotu że żyją, gdy zgłosiliśmy swoje przybycie to usłyszeliśmy jakieś potwierdzające odgłosy z namiotu. Po konsultacji z Tofikiem, który już tu był wiemy że warto jechać prosto na południe. Na skrzyżowaniu wyjątkowo długo czekam na moich towarzyszy. Okazuje się, że taty piasta lekko dotąd szwankująca już prawie w ogóle nie chce przenosić napędu na koło. Udało sie przejechać jeszcze 4km. Dalszą część trasy musieliśmy sobie radzić inaczej, nadzieja na zaliczenie PK 3 prysła, ale PK 15 nie mogliśmy sobie odpuścić, nawet gdyby trzeba przebiec te 10km z rowerem na plecach. Na PK 15 punktowy pyta mnie o godzine bo mu podobno zegarek zabrali :P. Troche biegnąć troche "na hulajnoge", oraz troche będąc pchanym przeze mnie tata dojechał wraz z nami na metę. Jako że droga sprzyjała na koniec i było z górki to dotarliśmy pół godziny przed końcem czasu. 10 PK, 32 PKW, trochę mniej niż chcieliśmy, ale i tak jak dotąd najlepszy wynik na nienajłatwiejszej trasie. WG wyników wstępnych 83 miejsce więc dużo lepiej niż ostatnio, a następnym razem będzie jeszcze lepiej Gdy dojechaliśmy, Tofik z mamą już byli na miejscu - zaliczyli 9 PK i 27PKW - też nieco lepiej niż poprzednio,gdy byli pierwszy raz.