Spływ kajakowy

Radunia

Trasa:            Stężyca- Tęńczyńska Huta-

Termin:         14.07-21.07.2003 r.

Skład:           Kasia, Staś, Romek, Marcin(13 lat),dziadek

Trudność:    trudna

Plan trasy:   Mapa- Stężyca

Opis trasy: 

Dzień 1        

Poniedziałek :     Dojeżdżamy do Stężycy dwa samochody, na każdym po dwa kajaki. Po obiedzie w zajeździe, ruszamy na poszukiwanie miejsca biwakowego. Pamiętamy, że za kościołem był kiedyś ośrodek wypoczynkowy i chwilę się tam kręcimy, aż dojeżdżamy na półwysep - na mapie kajakowej zaznaczone jest tu miejsce biwakowe. Są tu rozbite namioty, ale okazuje się, ale  okazuje się, że teren należy do kościoła. Proboszcz bardzo sympatyczny, wyraża zgodę na nasz nocleg i na pozostawienie samochodów naszych na jego plebani na tydzień. Nic nie mówi o opłacie. Pola biwakowego pilnuje (chyba nieoficjalnie) rybak. Na nasz widok trochę się denerwuje, ale gdy powołujemy się na zgodę księdza, wszystko jest ok.

                           Około 20-tej wychodzi słońce i jest pięknie. Przygotowujemy ognisko.

Dzień 2

Wtorek :             Poranek trochę pochmurny, ale w południe się rozpogadza. Rano odwozimy samochody na plebanię. Z powrotem 1,8 km na piechotę, po drodze bierzemy wodę i robimy zakupy. Wypływamy o 13-tej. Zatrzymujemy się tuż przed ośrodkiem w Zgorzałe (ale za wsią), na prawym brzegu - ładne pole, ale trochę zaśmiecone. Wygląda na to, że zaraz dopadnie nas burza, więc wolimy przeczekać w dogodnym miejscu przykrywszy kajaki. Burza jednak tylko straszy. Robimy obiad. Ledwie skończyliśmy jeść, burza atakuje niespodziewanie z drugiej strony, znad lasu. Niestety tym razem kajaki są nieprzygotowane i wodę trzeba wybierać potem kubkiem. Po 2,5 godzinnej przerwie ruszamy dalej pod wiatr i ok. 18-tej docieramy na półwysep na lewym brzegu przy Tęczyńskiej Hucie (na drugim brzegu- wieś Sznurki). Miejsce ładne, zmieści się dużo namiotów. Miejsce na ognisko, czysto. wieczorem dojeżdża jeszcze samochodem rodziną z jednym namiotem. Okazuje się, że są z Bielsko Białej. Podobno to miejsce wskazał  gospodarz obok którego przejeżdża się, gdy dociera się tu samochodem. Nie pobiera opłat, ale zwraca uwagę na czystość. Chłopaki próbują złowić ryby, ale nic nie bierze.

Dzień 3

Środa:                Ranek piękny, słoneczny. Wszyscy się kąpiemy. Woda dość zimna, ale czysta. Wyruszamy o 12,30. przed Chmielonkiem stajemy po prawej stronie (jeszcze przed przenoską) i odpoczywamy przez pół godziny - płynięcie przez jezioro Raduńskie Dolne było uciążliwe - pod silny wiatr. Przenoska w Chmielonku po lewej stronie, ok. 100 m - z jednej i drugiej strony kamienne schody (młyn).

                           Na Wielkim Brodnie na lewym brzegu zaraz na początku jeziora robimy obiad. W Brodnicy Dolnej przenoska - a właściwie spuszczenie kajaków przez zastawkę - ale trzeba z nich wysiąść. Przy samej drodze sklep, można się też pozbyć śmieci. Nocujemy na cyplu na lewym brzegu za Ostrzycami i za zatoczką, gdzie są pola namiotowe. Po drugiej stronie, gdzie na mapie zaznaczone jest pole, nocować nie można - rezerwat przyrody.

Dzień 4

Czwartek:           Rano w miejscu biwakowania jest cień - i całe szczęście, bo tego dnia jest upał ok. 30 stopni. Dziadek rano idzie do sklepu do Ostrzyc po chleb - ok. 1,5 km - 2km. Wyruszamy ok. 12-tej. pierwsza przenoska to spuszczenie kajaków. Ale za zastawką dojście do kajaków jest trudne - strome brzegi i dosyć głęboko, trzeba niestety zamoczyć się. Tu robimy zakupy - sklep 500 m w prawą drogą. Pod kolejnym mostem (odnowionym drewnianym) spiętrzenie wody, ale można przepłynąć. Przed jeziorem Trzebno zastawki nie ma (chociaż była zaznaczona na mapie),  a za jeziorem - resztki zastawki i można prawą stroną przepłynąć.

                            Stajemy za mostem drogowym w Somininach, po lewej stronie, by nabrać wody, wyrzucić śmieci i zjeść obiad. Przy okazji bierzemy kąpiel - choć woda w tym miejscu, zaraz za mostem, jest bardzo bystra. Można też zatrzymać się tuż przed mostem na prawym brzegu - tam jest coś w rodzaju pomostu.

                            Za Sominami 1 km po prawej stronie ładne miejsce na nocleg. potem jeszcze kilka całkiem ładnych miejsc. Zatrzymujemy się za Kiełpinem po prawej stronie na 57 kilometrze, przed mostem - na mapie - miejsce biwakowe. Całkiem ładnie. Trochę osób ze wsi się się kąpie. Dopływają jeszcze trzy kajaki - 6 osób - chyba studenci. Podobno od wtorku zaczynają spływ Brdą. Wieczorem bierzemy kąpiel - Marcin doskonale się bawi, podoba mu się nawet pływanie pod wodą.

Dzień 5

Piątek:                Wstajemy wcześnie - przed ósmą bo słońce nie daje spać. Poranna kąpiel. Sąsiedzi wyruszają o 9.30, a my o 10.50. Piękna pogoda. Po 1 km zaczyna się jar i przeszkody - powalone drzewa. O 14-tej dopada nas burza, ulewa, grad. Do kajaków wlewa się mnóstwo wody - wszystko w nich pływa. Burza krąży nad nami ok. 1.5 godziny, a potem jeszcze ciągle pada. Wyruszamy o 17-tej, chociaż zastanawiamy się czy to dobra decyzja, bo w sumie da się tu przenocować (chociaż to rezerwat). Po chwili na szczęście przestaje padać. Dzięki założeniu kapoków jest nam w miarę ciepło pomimo, że jesteśmy całkiem przemoknięci.  Romek ze Stachem co chwilę po pas w wodzie, Romek nawet po szyję. Za mostem na wysokości Babich Dołów, o 20-tej zatrzymujemy się na ładnym miejscu po lewej stronie - zaznaczone na mapie miejsce biwakowe choć to jeszcze rezerwat. Rozbijamy namioty, jemy szybką kolację i po gorącej herbatce idziemy szybko spać.

Dzień 6

Sobota:               W nocy znowu leje. Na szczęście o 6-tej przestaje. Ranek pochmurny, ale około 10-tej przebija się słońce więc próbujemy trochę wysuszyć rzeczy. Ok. 13-tej, gdy wyruszamy, słońce już pięknie świeci. Zdążyliśmy się trochę przesuszyć.

                            Z jarem walczymy jeszcze z godzinę, potem wypływamy już na spokojną wodę aż do mostu w Borkowie - tu widać młodzież, która spuszcza się na linach i wspina się po moście. W Borkowie przy przenosce przy przenosce idziemy po zakupy, ale to sobota i jedyny sklep jest już zamknięty, więc pozbywamy się tylko śmieci (później okazało się, że zamiast w prawo od mostu należało iść w lewo - tam też był sklep (otwarty!).

                        Po przenosce przy elektrowni rzeka nadal szybka i dość uciążliwa, przewalone drzewa i zbyt niski do przepłynięcia pod nim, mostek. O 19.30 dopływamy do kolejnej przenoski. Za chwilę dopływają za nami 2 canoe, które spuściły się przed Żukowem - mówią, że poziom wody jest  wyższy niż zwykle o ok. 40 cm (dlatego pewni było nam tak ciężko). Tutaj przy moście robimy nocleg, przy drodze na Kościerzynę. Duży ruch samochodowy. Robimy zakupy. W nocy jest dość hałaśliwie (śpimy niedaleko restauracji, gdzie odbywa się chyba wesele), ale nikt nas na szczęście nie zaczepia.

Dzień 7

Niedziela:           Poranek bezchmurny, suszymy resztę rzeczy. przenoska ok. 100-130 m. Spuszczenie kajaków, a właściwie zrzucenie z betonowego brzegu z wysokości ok. 1 m - mało przyjazne miejsce dla kajakarzy.    Poniżej Żukowa woda brudna. Rzeka uciążliwa, bo dużo powalonych drzew, również ściętych przez ludzi. W Lniska przenoska - elektrownia. Romek zostawia tu swoją ulubioną czapkę, ale jak się zorientował, jest za późno by wracać. 

                        Poniżej  rzeka bardzo szybka, bardzo ładny odcinek. Woda jest już czyściejsza. W Niestępowie zatrzymujemy się, żeby zrobić zakupy, ale jest niedziela i sklep jest zamknięty. Dopływamy na koniec jeziora Łapino i zatrzymujemy się po prawej stronie, w ostatnich krzakach. Całkiem ładnie. 30 m do drogi asfaltowej - po drugiej stronie drogi - osiedle hajduczek. Tu kończymy. Dzwonimy do Marioli do Kolbud - po chwili przyjeżdża do nas na rowerze w odwiedziny. To nasz ostatni dzień spływu Radunią.

Dzień 8

Poniedziałek:     Rano Stachu z dziadkiem idą do Kolbud, a stamtąd autobusem do Kościerzyny i następnie do Stężycy po samochody - gdy wracają - jesteśmy spakowani. Wsiadamy do samochodów i wyruszamy do Kościerzyny - to będzie pierwszy dzień wyprawy na Zbrzycę.