Spływ kajakowy
Pasłęka
Trasa: Podągi - Spędy - Bardyny - Dębiny - Pierzchały - Bemowizna
Termin: 4.07.2004 r. - 10.07.2004 r.
Skład: Kasia, Staś, Romek, Marcin(14 lat) ,dziadek, Asia, Marcin R., Krzychu
Trudność: bardzo uciążliwa z uwagi na ilość powalonych drzew
Plan trasy: Mapa
Opis trasy:
Dzień 1
Niedziela: Dojeżdżamy do wsi Podągi - wcześniej z mostu na drodze z Miłakowa do Ornety oglądamy rzekę - ale tu nie decydujemy się na zrzucanie kajaków - rzekę widać gdzieś w głębi, niedostępną z uwagi na zarośnięte brzegi.
W Podągach w pierwszej zagrodzie (a może ostatniej) zasięgamy informacji, iż jest możliwość zwodowania się z 200 m wcześniej - trzeba wjechać na łąki (przed mostkiem na wjeździe do wsi).. Są ponoć prywatne, ale nie powinno być problemu. Gospodarze obiecują, że będziemy mogli u nich zostawić samochód (bardzo sympatyczni). Na wieczór przychodzi ulewa.
Poniedziałek: Jedziemy dwoma samochodami do Bemowizny (7 km przed Braniewem) i tam zostawiamy jeden samochód. Drugim wracamy do Podągów i tam zostawiamy go w zaprzyjaźnionej już zagrodzie. Schodzi nam na to pół dnia i późnym popołudniem nie decydujemy się już na start.
Dzień 3
Wtorek: Po zwinięciu namiotów, wyruszamy ok. 13-tej. Trasa okazuje się bardzo uciążliwa. Rzeka na całej szerokości zarośnięta wierzbami, powalone drzewa. Cały czas Stachu płynący na przedzie musi używać siekierki. Kilka razy dopada nas deszcz. Po 4 godzinach mijamy most w Olkowie i stajemy 500 m dalej na prawym brzegu. Trawa bardzo wysoka, więc ,,udeptujemy'' ją przy pomocy kajaków. Na lewym brzegu - na przeciwko widać gospodarstwo. Miejsca nie za dużo, ale nasze 4 namioty się mieszczą. Wieczór spędzamy przy ognisku. Przez cały pobyt krążą w okolicy szerszenie - rano okazuje się, że tuż przy nas miały w ziemi gniazdo.
Środa: Wyruszamy o 12,30. Rzeka szeroka, początkowo niezbyt uciążliwa. Po dwóch godzinach stajemy przed linią energetyczną po lewej stronie na krótką przerwę. Kilometr dalej mijamy resztki mostu. Po kolejny dwóch godzinach dopływamy do Spęd. Od rozwalonego mostu musieliśmy przebrnąć przez kilka zwalonych drzew, więc tempo znacznie spadło. Nareszcie, po ponad tygodniu deszczów (wcześniej zaliczyliśmy Wel) mamy pierwszy dzień bez deszczu, słoneczny i dość ciepły.
Stajemy za mostem w Spędach. Do sklepu - na lewo ok. 0,5 km. Czynny do 18-tej. Słabo zaopatrzony, ale zamawiamy na rano chleb.
Czwartek: Rano robimy zakupy. Piękna słoneczna pogoda. Wyruszamy o 12,30. Po drodze powalone drzewa. O 15-tej stajemy na pół godzinną przerwę na łączce na prawym brzegu na zakręcie (,,krowia'' łączka). Wszyscy się kąpią.
Płyniemy dalej - nadal przeszkody: zatory, tamy bobrowe trudne do pokonania, pomimo, że rzeka jest dość szeroka.
Około 18-tej jesteśmy przy ujściu Wałszy - ładne miejsce do noclegu za rozebranym mostkiem.
Decydujemy się jednak płynąć jeszcze trochę. Stajemy 200 m przed mostem przy Łozach, po lewej stronie na zakręcie. Łączka blisko drogi. Palimy ognisko.
Dzień 6
Piątek: Wyruszamy o 12,30. chcemy dopłynąć do Dębin, gdzie podobno jest sklep (mamy trochę braków w zaopatrzeniu). Rzeka szeroka (rozlewisko). Na brzegach od czasu do czasu można znaleźć miejsc na nocleg.
Po lewej stronie mijamy dwa pojedyncze zabudowania, ale nie domyślamy się, że to Dębiny i płyniemy dalej. Gdy wpływamy na jezioro Pierzchalskie, straszy nas już deszcz i burza. W ostatniej chwili (już zaczyna lać) dopływamy do miejsca ogniskowego po lewej stronie jeziora (przy mostku drewnianym). Jest to ścieżka ekologiczna. Wyjść trzeba troszkę przed mostkiem, ale i tak dość trudno - raczej nie przystosowane dla kajakarzy. W ulewnym deszczu przeciągamy kajaki 100 m pod zadaszenie i tam przeczekujemy dwie godziny w deszczu i burzy. (Potem okazuje się, że burza i wichura narobiły trochę szkód w okolicy).
O 18-tej ruszamy do mostu w Trąbkach. Za mostem, po prawej stronie jest pole biwakowe. Tu zostajemy na noc. idziemy jeszcze do Dąbrowy w prawo) po wodę i zakupy, ale okazuje się, że wody nie ma bo burza uszkodziła sieć energetyczną. Sklep zaś czynny jest tylko do 15-tej, a sklepowa mieszka niestety aż w Braniewie. Możemy iść jeszcze do sklepu w Chruścielu (podobno właściciel mieszka tuż przy sklepie), ale na to już nie mamy ochoty.
Nocleg okazuje się dość uciążliwy, bo towarzystwo obok bawi się całą noc - kończą o 10-tej rano.
Sobota: Ranek w miarę słoneczny, ale bardzo wietrzny. na szczęście wiat mamy z tyłu. Marcin przepływa na koniec jeziora i jeszcze 1 km kanału do elektrowni bez wiosłowania: na zrobionym z worka i kijów żaglu. Po drodze przepływamy pod zastawka z lewej strony (trwają przy niej jakieś roboty).
Elektrownia w Pierzchałach jest potężna. przenosimy kajaki prawą stroną. Wysiadamy przy drewnianej drabince i po niej wciągamy kajaki. Kajaki trzeba przenieść 50 m i spuścić 20 m w dół skarpy.
Dalej rzeka szeroka bez przeszkód. Po 1 godzinie przepływamy pod nowym wysokim mostem (autostrada - betonówka). Po kolejnej 0,5 h - most kolejowy. Stajemy za nim po prawej stronie. Wyciągamy kajaki na wysoki brzeg. Chłopaki i Stachu idą na rozpoznani-ok. 800 m dalej jest przejazd kolejowy do którego musimy donieść kajaki - to właśnie jest Bemowizna, gdzie (500 m dalej) mamy samochód.
Stachu z dziadkiem jadą po drugie auto do Podągów. Reszta w tym czasie składa kajaki. W drodze powrotnej ,,dla odmiany'' znowu pada.
Na całej trasie nie spotykamy innych kajakarzy - ale spotkane osoby mówią, że niekiedy spływy kajakowe tu bywają. Na całej trasie b. mała ilość miejscowości przy rzece - trudność z zakupami.